|
Na cmentarzach zawsze panuje specyficzny rodzaj ciszy i bezwładu, w którym każdy ruch zdaje się być dostrzegalny, a dźwięk zwielokrotniony. Nie wiem, czy to złudzenie, czy podświadomość, jednak wydaje się, że groby zawsze spowija lekka mgiełka.
Stare Powązki (fot. Igusza) |
Dla mnie cmentarze to nie tylko miejsce pochówku zmarłych, lecz także, a może przede wszystkim, miejsce zadumy, kontemplacji i… nauki. Odkryłem je zupełnie przypadkiem.
W Bieszczadach.
Bieszczadzki Worek. Na jego końcu, w najdalej na południowy-wschód wysuniętym skrawku Polski, dziwnym zrządzeniem losu zachowało się kilka starych bojkowskich cmentarzy.
W panującej dookoła pustce, były jedynym widomym znakiem istnienia człowieka, choć
w rzeczywistości symbolizowały jego przemijanie.
Najpierw dotarliśmy na Sianki, gdzie znajdował się słynny Grób Hrabiny. W niewielkim zakolu Sanu odkryliśmy dwie mocno zarośnięte i omszałe płyty nagrobne, położone u stóp ruin czegoś, co kiedyś było pewnie niewielką kaplicą. Na zwieszającej się ponad grobami gałęzi wiekowej olchy ktoś zawiesił postrzępioną dziś polską flagę. Miejsce było niezwykłe. Ponieważ zdarzenie to miało miejsce ponad dziesięć lat temu, teren wokół grobowca nie był jeszcze uprzątnięty, podobnie zresztą, jak sam grobowiec.
Hrabina Klara z Kalinowskich Stroińska była dziedziczką okolicznych dóbr dzięki małżeństwu z Franciszkiem Stroińskim. Zaskarbiła sobie przyjaźń tutejszych mieszkańców oraz wielką miłość swojego męża, który po jej przedwczesnej śmierci już nigdy się nie ożenił. Na jej grobie napisał: "Tej, która uczyniła mnie najszczęśliwszym z ludzi".
Po wojnie i wyznaczeniu granicy na Sanie miejsce, gdzie znajdował się grób Klary i Franciszka Stroińskich, stało się prawie niedostępne. Zwłaszcza, że cały tzw. Worek Bieszczadzki został zaanektowany przez ówczesne władze PRL-u na prywatny teren myśliwski. Dotarcie do Grobu Hrabiny dawało pasowanie na prawdziwego turystę. Kto tam dotarł zaliczany był "w poczet Wielkiego Bractwa, sympatyków wielkiej przygody i wielkiej wyrypy". Taki też był i nasz cel.
Po dotarciu do grobowca hrabiny byliśmy tak bardzo zauroczeni tym miejscem, że "wyrypa" przestała się na chwilę liczyć. Zerwaliśmy kilka polnych kwiatów i położyliśmy na obrośniętej mchem kamiennej płycie. Wówczas był to dla nas zupełnie bezimienny grób. Nie wiedzieliśmy, jak nazywała się hrabina, skąd się tu wzięła i dlaczego pochowano ją w kompletnej dziczy. A przecież tu, gdzie się akurat znajdowaliśmy, jeszcze kilkadziesiąt lat temu tętniła życiem bardzo popularna miejscowość letniskowo – turystyczna, w której tuż przed wojną mieszkało ok. 1500 mieszkańców. Cmentarz, na którym się znajdowaliśmy był jedyną po Polskiej stronie pozostałością wsi. Dzięki niemu góry przestały być dla mnie tylko górami. Moje Góry zaludniły się, żyjącymi w nich, ludźmi.
Potem przyszedł czas na Beniową. To kolejny opuszczony cmentarzyk w Bieszczadzkim Worku. Zachowało się na nim wyjątkowo dużo przepięknych kamiennych i żeliwnych krzyży oraz niezwykła podstawa chrzcielnicy ze znakiem ryby. Niedaleko cmentarzyka rośnie jedna z najpiękniejszych w Polsce lip (widać ją niemal z każdego szczytu gniazda Tarnicy). Pomimo rekultywacji tego terenu materiałami wybuchowymi w latach 80. ubiegłego wieku, drzewo przetrwało. Obok niego, w zakolu Syhłowatego potoku, przycupnęła niewielka bacówka. Jeszcze do niedawna można było zatrzymać się w niej na nocleg. Obecnie, mieszkając w niej, narażamy się na wizytę żołnierzy ze Służby Granicznej i wysoki mandat.
Cmentarz na Beniowej należy do najpiękniejszych w Bieszczadach |
Kiedy pierwszy raz dotarłem na Beniową w osmolonym zeszycie, który pełnił wówczas rolę tutejszej księgi pamiątkowej, przeczytałem napisany przez przypadkowego turystę wiersz. Kończyły go słowa: "Święcie czy zwyczajnie schyliły się góry, świętość czy zwyczajność schowana w Beniowej".
Tak bardzo zachwyciliśmy się tym miejscem, że w połowie listopada przyjechaliśmy tu ponownie. Na Beniowskie Zaduszki, o których przeczytaliśmy z owego zeszytu-księgi. Wówczas leżał już śnieg, a temperatura w nocy spadała do minus 15 stopni. W bacówce było niewiele cieplej. Woda w menażce zamarzała, a jedynym sposobem przespania nocy było ułożenie się jak najbliżej rozpalonego ogniska, do którego całą noc podkładaliśmy drewna. Było warto.
Beniowa - wspaniała kamienna chrzcielnica lub podstawa chrzcielnicy z wizerunkiem ryby (pozostałość po nieistniejącej cerkwi z 1779 r.) |
Następnego dnia, zaraz po zapadnięciu zmroku, wybraliśmy się na opustoszały i przysypany świeżym śniegiem cmentarz. Mróz skrzypiał pod stopami, a odbijające się od otaczającej bieli zimne światło księżyca, pozwalało na wędrówkę bez latarki. Była nas trójka i każde z nas przywiozło ze sobą symbolicznie po jednym zniczu. Tłuste knoty długo nie chciały się rozpalić, kiedy jednak to nastąpiło, ich światło widoczne było z odległości kilku kilometrów. Ta chwila na cmentarzu w Beniowej była jedną z najbardziej mistycznych chwil w moim życiu.
Nie pojechałem już więcej na Beniowskie Zaduszki. Ten sam klimat i nastrój odkryłem jednak na Roztoczu. W Starym Bruśnie.
Pierwszy raz dotarliśmy tam podczas letniej wyprawy rowerowej. Od dawna planowałem wycieczkę w tamte strony. Naszym celem były właśnie południoworoztoczańskie cmentarze. Według wielu źródeł należą one do najpiękniejszych nekropolii w Europie, choć mam wrażenie, że większą świadomość tego faktu mają docierający tu Niemcy (tak, tak to prawda) niż sami Polacy.
Cmentarz w Starym Bruśnie |
Ośrodek kamieniarski działający w Starym Bruśnie to jeden z najaktywniejszych tego typu ośrodków w całej południowej Polsce. Początkowo tworzono tu głównie koła młyńskie, jednak już od połowy XIX wieku coraz większy udział w produkcji miały przedmioty kultu oraz nagrobki. Pierwsze krzyże z uwagi na to, iż powstawały z bardzo twardego materiału, są dosyć niskie, głęboko wkopane w ziemię, o ramionach prostych lub poszerzających się na zewnątrz, jak w tzw. krzyżach maltańskich. Swymi rozmiarami i kształtem przypominają znane z rozległych obszarów Europy, a w Polsce z Dolnego Śląska krzyże pokutne.
Dopiero później, kiedy przy produkcji nagrobków w Starym Bruśnie zaczęto stosować dużo bardziej miękki kamień wapienny, tutejsze krzyże i cokoły zaczęły się wzbogacać o coraz to nowe, bardziej finezyjne motywy. Dość charakterystycznym elementem przewodnim w nagrobkach spotykanych na roztoczańskich cmentarzach jest postać ukrzyżowanego Chrystusa i stojące z obu stron krzyża dwie Marie.
To co najbardziej urzeka w roztoczańskich cmentarzach z okolic Starego Brusna, to przede wszystkim ich jednorodność. Wszystkie krzyże i nagrobki są zbudowane z kamienia, wszystkie są stare i utrzymane w jednym charakterystycznym stylu.
Z uwagi na powojenne losy okolicznych ziem, które podobnie jak Bieszczady zostały objęte akcją wysiedleńczą, na tutejszych nekropoliach w zasadzie nie ma nowych nagrobków. To sprawia, że wizyta na nich zawsze pozostawia niezatarte wrażenie, a upływ czasu i przemijanie są odczuwalne bardziej niż gdzie indziej.
Starobruśniańska nekropolia - jesienią i wiosną |
Pierwszy raz do Starego Brusna dotarliśmy pod wieczór. Ponieważ znalezienie cmentarza nie jest wcale takie proste, przez chwilę wahaliśmy się, w którą drogę skręcić. Spodziewaliśmy się typowego cmentarzyka wiejskiego, porośniętego wiekowymi drzewami, otoczonego pozostałościami murku, zarośniętego chwastami i wszędobylskim bluszczem. Jakież było nasze zdumienie kiedy dotarliśmy na miejsce.
Po skręceniu w las mocno zarośnięta trawą i zasypana gałązkami droga prowadziła dość wyraźnie w dół. Po przejechaniu nią ok. 400 metrów, pośród drzew zobaczyłem pierwszy krzyż, potem następny i następny. W środku lasu las krzyży, co sprawiało niesamowite wrażenie. Czułem się trochę jak odkrywca Angkor Wat-u, zaginionej cywilizacji i zaginionych przodków.
Stare Brusno - ginące piękno. Roztocze |
Do dziś nie mam wątpliwości, że jest to najpiękniejszy cmentarz, jaki widziałem w życiu. Myślę, że gdyby Mickiewicz chciał kiedyś wystawić swoje "Dziady" i szukał do tego celu idealnej scenografii, Stare Brusno byłoby bezkonkurencyjne.
Od tamtej pory na Zaduszki jeździmy właśnie na Roztocze. Wieczorna wyprawa na cmentarz i palenie świeczek w Starym Bruśnie to czysta metafizyka.
Autor:
SkomentujPięknie opisany temat. Autor: Krzysztof & nbsp;Dodano: 2012-03-19 21:20:58 |
Zachowało się jeszcze trochę takich miejsc ale Sianki i Beniowa są najbardziej niesamowite.Świetny tekst. Autor: Antoni Nieć & nbsp;Dodano: 2012-03-19 21:15:10 |
A to wszystko prawda! Autor: Agnieszka Marciniak & nbsp;Dodano: 2010-09-17 21:13:07 |
Przeczytałem, zadumałem się,wstrząsnęło mną. Piękny tekst. Autor: Ryszard Biskup & nbsp;Dodano: 2009-12-05 07:35:31 |
Dolina Biebrzy to jeden z najdzikszych zakątków naszego kraju. Największy bagienny obszar Europy Środkowo-Wschodniej. Inny świat 180 km od Warszawy. Łosie, jelenie, rysie, wilki, jenoty, bobry,...
Pozostałe krainy i miejscowości
Autor: Tomasz Michalski & nbsp;Dodano: 2012-03-26 23:36:13