|
Ciągle wydawało nam się, że za mało widzieliśmy. Wędrowaliśmy po 10, 12 i 14 godzin dziennie, żeby tylko nadrobić zaległości. O jakie zaległości chodziło, trudno dzisiaj dociec. Mieliśmy wszak dopiero po 16 lat i całe życie przed sobą. Mimo tego wydawało nam się, że możemy nie zdążyć. Tyle gór, tyle szczytów, tyle krain...
Najpierw Beskid Żywiecki, a potem Bieszczady, Beskid Niski, Śląski, Mały, Makowski, Wyspowy, Sądecki, Gorce... Powoli stawaliśmy się nieco bardziej stateczni. Potrafiliśmy już spędzić dwie noce w tym samym miejscu. Potrafiliśmy posmakować klimatu i nastroju okolicy.
Pierwszym przełomem był dzień, który cały przesiedzieliśmy pod sklepem, czekając na pieczywo. Początkowo znudzeni, coraz bardziej wciągaliśmy się w miejscowe pogaduszki, w tutejsze sprawy i problemy. Po czterech godzinach byliśmy już świetnie zorientowani, „co w trawie piszczy": kto jest kto, komu należy się szacunek, a komu współczucie.
Rynek w Jaśliskach - jedno z miejsc, gdzie czas się zatrzymał |
Wiedzieliśmy, że tutejszy ksiądz to porządny człowiek, bo wypić i zjeść potrafi. Wiedzieliśmy, że tydzień temu było we wsi wielkie weselicho i wszyscy fest popili, ale nikt się nie pobił. Wiedzieliśmy, że w tutejszym sklepie sprzedają tylko wrzynające się w tyłek, skąpe figi, a po dobre majtki trzeba jeździć aż do Krosna. Naprawdę dużo wiedzieliśmy...
Bieszczadzki Worek - samotny krzyż w Dźwiniaczu |
Drugim momentem, który zadecydował o naszym sposobie postrzegania gór i krajobrazu w ogóle, była pierwsza wizyta w Worku Bieszczadzkim. Paradoksalnie jednak, nie spotkani tam ludzie mieli na to wpływ, a... cmentarze.
Do tej pory, odwiedzając puste doliny Beskidu Niskiego i Bieszczadów, nie szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie żyją tutaj ludzie. Zresztą w doliny trafialiśmy tylko z rzadka i raczej z konieczności. Nas przecież interesowały tylko góry. Tymczasem w „Worku" stało się coś dziwnego.
Najpierw odwiedziliśmy słynny „grób hrabiny" w Siankach. Traktowaliśmy go raczej jak punkt topograficzny, do którego dotarcie stanowi o sukcesie wyprawy. Wracając, urwaliśmy jednak kilka polnych kwiatów i złożyliśmy je na, mocno zarośniętej wówczas, nagrobnej płycie. Czy to możliwe, że na tym pustkowiu żyli dawniej ludzie? Gdzie się podziały ludne niegdyś wsie? Mimo że pytania te wówczas nie padły, poddaliśmy się urokowi przedziwnego miejsca, jego mistyce i nastrojowi.
Prawdziwy przełom nastąpił na Beniowej. Znajdujący się tu cmentarzyk, z pięknymi kamiennymi postumentami, z miejscem po dawnej cerkwi po prostu nas oczarował. To było prawdziwe odkrycie, którego zupełnie się nie spodziewaliśmy. Wówczas wydawał nam się najbardziej romantycznym miejscem na ziemi. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Od tamtego czasu zaczęliśmy szukać takich miejsc i ze zdziwieniem odkryliśmy, że jest ich mnóstwo.
Beniowa - postument żeliwnego krzyża, rozłożysta lipa i cmentarz to wszystko co zostało po ludnej niegdyś wsi. Bieszczadzki Worek |
Do tej pory nie interesowali nas ludzie, historia ziem, po których wędrowaliśmy, ani dawni jej mieszkańcy. Cmentarzyki nauczyły nas to wszystko dostrzegać. Z przerażeniem stwierdziliśmy, że znowu mamy ogromne zaległości. Pomimo tego, że byliśmy już w tylu górach, będziemy musieli być w nich jeszcze raz: tym razem, aby poznać doliny z ich cmentarzykami, starymi domostwami i ludźmi pamiętającymi „lepsze czasy".
Wędrując po opustoszałych zakątkach Beskidu Niskiego, Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego, zadaję sobie czasem pytanie: co w tych górach najbardziej kocham? Po latach przemyśleń dochodzę do wniosku, że najbardziej kocham w nich doliny...
Autor:
SkomentujDolina Biebrzy to jeden z najdzikszych zakątków naszego kraju. Największy bagienny obszar Europy Środkowo-Wschodniej. Inny świat 180 km od Warszawy. Łosie, jelenie, rysie, wilki, jenoty, bobry,...
Pozostałe krainy i miejscowości
Autor: Helena Szuster-Kowalczyk & nbsp;Dodano: 2011-01-09 12:17:16