|
Kowbojów było dwóch. W sięgających po pas trawach, na zdziczałych i od lat nieuprawianych polach dawnych wsi Krywe i Tworylne sklecili prowizoryczne ranczo. Ogromne stado 500 krów wydzierżawili od któregoś z PGR-ów położonych na przeciwległym krańcu Polski. Do tego był koń, stary namiot, surowica przeciwżmijowa i karabin. Zaczęła się twarda walka o przetrwanie.
Bydło, wymęczone długą podróżą i nie przywykłe do zmiennej górskiej aury, marniało w oczach. Szczególnie we znaki dawały się też gzy i wilki. Chłopaki nie tracili jednak zapału. Wieść niesie, że do najbliższej knajpy w Wołkowyi jeździli wierzchem. Na koniach podjeżdżali ponoć do samego baru. Przez lato zmężnieli, nabrali doświadczenia i krzepy.
W następnym roku spróbowali ponownie. Na Tworylnym zbudowali prawdziwe ranczo, tym razem jednak na potrzeby ekipy filmowej. Jeden z kowbojów, Henryk Victorini został nawet zatrudniony jako kaskader do dublowania Bogusza Bilewskiego w niebezpiecznych scenach jeździeckich. Nakręcony wówczas film „Rancho Teksas" dał początek legendzie...
Tak zaczyna się opowieść o jednym z najbardziej charyzmatycznych Bieszczadników - słynnym Victorinim. Saga o człowieku gór, który „wolność kochał i rozumiał, wolności oddać nie umiał."
Po opuszczeniu przez filmowców doliny Sanu prowadził, w zaadoptowanych do tego celu barakach pozostawionych przez ekipę, prowizoryczne schronisko PTTK o wdzięcznej nazwie „Szept". Potem przeniósł się do Sokola. Kiedyś była tu ludna wieś.
Dolina Górnego Sanu w zimowej szacie |
Nad Sanem stał murowany pałacyk i kaplica otoczona starym parkiem. W okresie międzywojennym właścicielka pałacyku, Aleksandra Brandysowa założyła tu pensjonat oraz stację turystyczną PTT. Po wojnie, kiedy wieś znalazła się w granicach ZSRR wszystkich mieszkańców Sokala wywieziono, a dawne zabudowania wzięła we władanie dzika, bieszczadzka przyroda. Po powrocie tych terenów w granice Polski, w opustoszałym pałacyku Victorini urządził funkcjonujące aż do 1967 r. schronisko.
Po zalaniu terenów dawnej wsi przez wody jeziora Solińskiego, z materiałów pochodzących z rozbiórki pałacyku wzniósł nowy dom. Nie prowadziła do niego żadna gruntowa droga, a najlepszym sposobem komunikacji ze światem była wiosłowa łódź. Samotne gospodarstwo posiadało za to własne ujęcie wody i małą elektrownię wiatrową. To był świadomy wybór. - Moją samotność traktuję jak zakon, sam wybrałem taką drogę, nikt mnie nie przymusił do tego - zwykł mawiać Victorini.
Legenda żyje i ma się dobrze. Samowystarczalność w zamian za samotność, Bieszczady w zamian za dostatnie życie w mieście, wolność za wszystko...
Zdjęcia: Andrzej
Autor:
SkomentujDolina Biebrzy to jeden z najdzikszych zakątków naszego kraju. Największy bagienny obszar Europy Środkowo-Wschodniej. Inny świat 180 km od Warszawy. Łosie, jelenie, rysie, wilki, jenoty, bobry,...
Pozostałe krainy i miejscowości