Z tego konta już oddano głos na to zdjęcie. Można głosować tylko raz!
Proszę zaznaczyć ocenę!
Opis: Na ścieżce pod rozłożystym drzewem orzecha, który z powodzeniem mógłby pełnić i z pewnością pełni doskonałą kryjówkę dla ptactwa, spotkałem młodą sroczkę. Nie wiem, czy jeszcze nie umiała latać, czy może z jakichś powodów nie mogła. Choć może nie była w pełni ufna, jednak nie bała się mnie. Mogłem się do niej zbliżyć na wyciągnięcie ręki, a nawet pogłaskać. Nie zrobiłem jednak tego, mając świadomość, że mógłby tym narazić to maleństwo na odrzucenie przez swoją rodzinę. A mogłoby się tak stać, gdybym pozostawił na niej swój zapach. Dla mnie, tak bliskie spotkanie z ptakiem nieomal oko w oko było i tak dosyć dużą już nagrodą; mogłem go bowiem fotografować dowoli i to z bardzo bliska, nie używając zoomu, nawet w najmniejszym stopniu. Jedyny kłopot, jaki mnie prześladował, to ciągłe przemieszczanie się sroczki z miejsca na miejsce taka z niej mała wiercipięta. A może jednak to była ucieczka przede mną? I to uniemożliwiało mi należyte nastawienie ostrości obrazu.
W pewnym momencie usłyszałem przeraźliwy krzyk dorosłej sroki. Zapewne była to matka fotografowanego maleństw. Nie widziałem jej, bo być może ukryła się w gęstwinie drzewa; może tam nawet miała swoje gniazdo, a wróciwszy z polowania na robaczki, zastała pusty dom... To przerażenie w jej głosie uświadomiło mi, że muszę już kończyć swoją sesję fotograficzną; że mam jej maleństwu dać spokój i odejść. Tak też zrobiłem, nie chcąc narażać oba ptaki na większy stres, ale też i w obawie o siebie, gdyż dorosła sroka gotowa byłaby mnie zaatakować w obronie swojego dziecka.
Gdy po dłuższej chwili wróciłem w to miejsce, po srokach nie było już śladu. Na szczęście pozostały fotografie jedną właśnie prezentuję. A całe to zdarzenie przytrafiło mi się, gdy byłem w Aleksandrowie Kujawskim.
Autor: Jerzy Sikorski Dodano: 2014-08-23 22:23:59