Z tego konta już oddano głos na to zdjęcie. Można głosować tylko raz!
Proszę zaznaczyć ocenę!
Opis: Ten dom (na zdjęciu) ukazał swoje oblicze przechodzącym ul. Szosa Chełmińska w Toruniu dopiero teraz, gdy nastąpiła przebudowa ulicy, zwłaszcza jej lewej strony i gdy zlikwidowano zarośla zasłaniające budynek stojący pod nr 40/51. Obiekt zbudowany został około 1869 r. i najpierw (wraz z ogromną parcelą, obejmująca obszar od obecnej ulicy Bema, po Radial Strasse (dziś ul. Sportowa), aż do konających dziś resztek fabryki Cierpiałkowskich przy Targowisku Miejskim) w 1903 r. otaczały ją magazyny wojskowe oraz ogrody Chełmińskiego Przedmieścia.
Na tym terenie ponad sto lat temu znajdował się tartak parowy, skład drewna, stajnie, stolarnia, magazyny i ogród, a nad tym wszystkim górował swoją urodą i do dziś zachowany budynek (choć już w bardzo złym stanie), zbudowany w konstrukcji szkieletowej w stylu szwajcarskim. W jego południowym skrzydle pierwotnie znajdowały się pomieszczenia biurowe, natomiast pozostała część stanowiła prywatne mieszkanie przedsiębiorcy Fritza Kauna. W lipcu 1895 r. firma Ulmer & Kaun wygrała przetarg na roboty pokojowe i malarskie w stacji pomp na Bielanach, ale obaj przedsiębiorcy inwestowali wtedy w kupno działek budowlanych na Wilhelmstadt (obecnie Przedmieście św. Katarzyny), przez co znaleźli się w tarapatach. W listopadzie 1900 r. natąpił wielki krach budowlany, a wykupione parcele w pobliżu dworca nowomiejskiego (obecnie dworca Toruń Miasto) i wybudowanie tam wspaniałych kamienic zadłużył właścicieli spółki. Firma jednak przetrwała i rodzina Fritza Kauna nie musiała opuszczać domu przy Szosie Chełmińskiej; mieszkała tam co najmniej do 1919 r., chociaż część pomieszczeń przeznaczona została na wynajem. Jednak tuż przed wybuchem I wojny światowej mieszkał tu malarz, który dokonał najbardziej zuchwałej kradzieży w historii toruńskiego muzeum. Otóż w kwietniu 1914 r., w nocy, złodziej wyciął z ram portret króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, podarowany swego czasu miastu przez samego króla, a namalowany przez Bacciarellego (Marcello Filippo Antonio Pietro Francesco Bacciarelli herbu własnego). Złodziej otworzył drzwi do muzeum podrobionym kluczem i wyciął obraz z ram. Za wyśledzenie sprawcy, toruński magistrat przeznaczył 300 marek nagrody. A sprawcą okazał się mieszkaniec Torunia Władysław Nasadzki, który dosyć szybko znalazł się w obięciach wymiaru sprawiedliwości. Swego czasu pracował on w muzeum przy odświeżaniu płócien, a poza tym od niedawna był posiadaczem paszportu. Kilka miesięcy wcześniej znalazł pracę w Warszawie i właśnie tam wyjechał... z obrazem zwiniętym niedbale pod pachą; chciał sprzedać za 10 tysięcy rubli w Antykwariacie Polskim, mówiąc jego właścicielowi Hieronimowi Wilderowi, że obraz nabył okazyjnie w Szwajcarii. Antykwariusz nie uwierzył w te bajki, ponieważ obraz był niewłaściwie transportowany i byle jak skądś wycięty, a na dodatek, jego domniemany i tajemniczy właściciel mówił po polsku z niemieckim akcentem; podejrzewał więc, że pochodzi z zaboru pruskiego. Złodziej widząc, że antykwariusz się waha, spuścił cenę z 10 tysięcy do 150 rubli! Wilder jednak zadawał coraz to więcej pytań, więc Nasadzki w pewnym momencie zabrał obraz i wyszedł, mówiąc na odchodne, że wróci później. W antykwariacie już się nie pojawił, ale szukał szczęścia w innych instytucjach i trafił do Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości. Tutaj prezes Towarzystwa Edward hrabia Krasiński rozłożył ręce mówiąc, że instytucja nie może sobie na taki zakup pozwolić. Obiecał jednak zorientować się, czy wśród osób prywatnych nie znajdzie się ktoś chętny. W ten sposób, 17 kwietnia, nierozpoznany jeszcze złodziej, został zaproszony do rezydencji szwagra Edwarda Krasińskiego księcia Michała Woronieckiego. To jemu złodziej przedstawił się jako młody pisarz nazwiskiem Wiśniewski, który portret króla kupił okazyjnie w Anglii, a teraz bardzo chce, aby płótno trafiło w dobre polskie ręce. Tym razem cena była już dużo niższa, bo raptem 500 rubli, z czego 150 chciał otrzymać w formie zadatku reszta miała zostać przesłana do Berlina. Woroniecki się na to zgodził, pieniądze wypłacił i obraz zatrzymał, aby sprawdzić, czy na pewno ma do czynienia z oryginałem. Już 20 kwietnia książę dowiedział się o dokonanej kradzieży portretu królewskiego z toruńskiego muzeum i od razu skontaktował się z Toruniem. Obraz wrócił do toruńskiego muzeum, ale nieco ponad trzy miesiące później, wybuchła I wojna światowa. Obecnie obraz można go oglądać w Sali Królewskiej Ratusza Staromiejskiego.