Z tego konta już oddano głos na to zdjęcie. Można głosować tylko raz!
Proszę zaznaczyć ocenę!
Opis: Fort Szczęśliwicki znajduje się przy ul. Śmigłowca na warszawskiej Ochocie. Jest to jeden z fortów pierścienia wewnętrznego Twierdzy Warszawa wzniesiony w latach osiemdziesiątych XIX wieku w dawnej wsi Szczęśliwice. Fort otacza fosa. Na terenie fortu były kazamaty magazynowe i 2 schrony koszarowe. Po roku 1909 w czasie likwidacji twierdzy zniszczono kazamaty. Pozostały tylko 2 budynki koszarowe. Po II wojnie światowej fort przejęło wojsko i przez wiele lat był on niedostępny do zwiedzania. 5-6 lat temu wojsko opuściło fort i od tego czasu jest on pozbawiony nadzoru. Zarośnięty dziką roślinnością fort odwiedzają okoliczni menele. Mimo złej sławy fortu w czasie długiej tegorocznej majówki postanowiłam go jednak zobaczyć. Wzięłam rower by szybciej tam dotrzeć no i oczywiście szybciej w razie czego wrócić. Dojechałam do zamkniętej bramy, furtka była wyłamana, prosto prowadziła porośnięta po obu stronach krzakami wąska droga. Po kilku minutach dojechałam do budynku koszar. Przed budynkiem były sterty śmieci i ślady po niedawno wygaszonym ognisku. Zrobiłam kilka fotek. W pobliżu nie było nikogo. Cisza i spokój tego miejsca trochę mnie zaniepokoiły i wzmogły czujność. Po co mam się niepokoić i bać, wracam stąd szybko - pomyślałam sobie. Ale właśnie po to tu przyjechałam żeby coś zobaczyć - może jednak zostanę i pojadę jeszcze jakąś inną ścieżką. Ta myśl zwyciężyła i pojechałam najbardziej wydeptaną ścieżką na wschód. W czasie jazdy ścieżka niepokojąco się zwężała i już dalej nie dało się przejechać rowerem. Dookoła były krzaki, zwałowiska gruzów i śmieci. Dotarłam do końca ścieżki, przegradzał ją jakiś szary mur. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam na małej polance całkiem nowe czerwone damskie letnie buciki. Nikogo nie słyszałam, ale czarne myśli przychodziły mi do głowy. Mogą tu nawet człowieka zamordować i nikt nie będzie wiedział. Wracam stąd natychmiast, robi się tu niebezpiecznie - pomyślałam i błyskawicznie chciałam ruszyć rowerem z powrotem. Jak na złość rower zaplątał się w gęstych krzakach. Serce waliło mi jak opętane. Z wielkim trudem wyplątałam rower i najszybciej jak mogłam wróciłam do budynku koszar. Tu czułam się już trochę pewniej, było więcej przestrzeni i wiadoma droga powrotna. Trochę odetchnęłam i nabrałam nowej odwagi. Chciałam jeszcze koniecznie zobaczyć fosę. Dokładnie studiowałam jej położenie na googlowych mapach i mniej więcej wiedziałam w którym kierunku mam jechać. Szybko odnalazłam dróżkę w odpowiednim kierunku. Dróżka była wąska, ale dało się nią swobodnie przejechać. Wybrałam dobrze, bo ścieżka prowadziła prosto do fosy. Widok wody bardzo mnie ucieszył, ale trzeba było jeszcze przejść kawałek drogi bez roweru by dojść do samej wody. Do pokonania był krótki odcinek przez około 1,5 metrowy ceglany okrąg przykryty zmurszałymi deskami. Innej drogi nie było bo przy okręgu rosły gęste krzaki. Ostrożnie weszłam na najbliższą mi deskę, deska trochę się ugięła i przesunęła odsłaniając lustro wody. To jakaś stara studnia, utopię się tu jeszcze i nikt mnie tu nigdy nie znajdzie - pomyślałam sobie. Ale przecież tak blisko jest fosa i muszę tam być. Przeszłam delikatnie ceglanym obrzeżem studni i dotarłam do fosy. Szybko zrobiłam kilka fotek. Była niepokojąca cisza zakłócana tylko przez świergot nielicznych ptaków. Zaczęłam się bać i poczułam natychmiastową chęć wycofania się z tego miejsca. Schowałam pośpiesznie aparat i wsiadłam na rower. Na szczęście nic złego w drodze powrotnej mnie nie spotkało. Po tej pełnej niepokoju wyprawie w nieznane postanowiłam w przyszłości nie odwiedzać samotnie nieznanych mi, niebezpiecznych miejsc. Ciekawości świata nie mogę zaspokajać kosztem zbyt dużego ryzyka.
Autor: Antoni Nieć Dodano: 2012-05-07 18:29:39