|
Słowo MALOWNICZY zabrzmi w stosunku do Tykocina naprawdę banalnie, ale to miasteczko malownicze jest i basta! Można by je zamknąć w kilku słowach: rozskrzydlony kościół, cicho szeleszcząca Narew, zameczek, rynek z pomnikiem Czarnieckiego, synagoga, restauracja Tejsza i kolorowe drewniane domki. A przy tym emanujący zewsząd spokój..
W Tykocinie zegary jakby biły dwa razy wolniej. Wydaje się, że minuta nie ma 60 sekund a 120. Nikomu się nie spieszy, bo i dokąd i po co, ulicami mało kto się przechadza, czasem przebiegnie pies, przejedzie samochód. Względny ruch odnotować można jedynie pod kościelną bramą podczas niedzielnych mszy, i wokół synagogi. Tutaj, jak i do sąsiedniej Tejszy na smakowite obiady, zaglądają turyści. Tu także rezyduje "Pan Rumcajs", miejscowy rzeźbiarz, który struga figurki żydów - niegdyś mieszkańców Tykocina.
Oś miasteczka stanowi ulica Złota wraz z placem Czarnieckiego i kościołem Trójcy Przenajświętszej. I to tu właśnie rozegrały się najciekawsze wydarzenia ostatnich dni sierpnia. Wtedy to do Tykocina zjechali adepci sztuk nie tylko plastycznych, którzy z zapałem wzięli udział w plenerze "Miasto Manekinów". Tych Schulzowskich.
Jeden z rozpadających się domów na Złotej został zaadaptowany na pracownię artystyczną, a raczej kilka pomniejszych, bo każdy z trzech pokoi został zajęty przez innych wizjonerów sztuk.
Była ciemnia fotograficzna, pracownia malarska (przy czym za płótno posłużyły ściany i piec kaflowy), oraz salon dla wszystkich, który ucierpiał w wyniku akcji zwanej performance, a która polegała na zamalowaniu farbami i sprayem ścian, okien i mebli, czyli tak zwanemu totalnemu zeszpeceniu. Artysta wpadł w twórczy szał, a jak wiadomo, z takimi się nie zadziera, pozostało tylko załamać ręce i próbować odnowić chociaż szafę (co ciekawe, pełną ubrań). Był to na szczęście jedyny niechwalebny incydent imprezy.
Autorka tekstu wpadła co prawda w kałużę farby, co można by nazwać sztuką, gdyby plama była widoczna, więc zakwalifikujmy to wydarzenie do działu "Wypadki".
Wszelkie artystyczne poczynania odbiły się dość szerokim echem wśród mieszkańców Tykocina, którzy przybyli zobaczyć, co też się w ich mieście wyrabia. A było co oglądać!
Przede wszystkim ulice zapełniły się manekinami. Na zewnątrz prezentowana była również miniwystawa zdjęć wykonanych aparatami otworkowymi (które mógł zbudować każdy, kto miał taką fantazję). Prezentowane były również efekty prac naściennych oraz "wywoławczych" - w ciemni. Równocześnie odbywały się warsztaty dla pragnących poznać tajniki techniki gumy arabskiej w fotografii (Autorka do tej grupy właśnie się zaliczała).
I jeszcze coś - w jednym z pawilonów vis-a-vis "galerii głównej" otwarto fotograficzne atelier, gdzie chętni robili sobie zdjęcia w strojach z czasów schulzowskich. Stawiła się nawet wróżka Sybilla, córka Leona Schillera we własnej osobie, która za złotówkę przepowiadała przyszłość. Ale czy świetlaną?
W tym samym czasie restauracja Tejsza pękała w szwach. I nic dziwnego, bo obiadki palce lizać, a i kawa tak mocna, że i umierającego postawiłaby na nogi. Senny Tykocin objawił swoje żywe artystyczne oblicze.
B. ciekawy reportaż :-) Autor: Agnieszka Dąbrowska & nbsp;Dodano: 2010-10-28 12:31:30 |
fajny tekst - interesujące miejsce - dobre zdjęcia Autor: Dariusz Świętochowski & nbsp;Dodano: 2010-10-25 16:24:52 |
I to koniecznie :-) Autor: Aleksandra Białas & nbsp;Dodano: 2010-10-24 00:49:47 |
i juz wiem ze tam pojade Autor: Artur Bilinski & nbsp;Dodano: 2010-10-23 17:06:02 |
Autor: Aleksandra Białas & nbsp;Dodano: 2010-10-28 16:52:53